Ochrona przyrody
Ochrona przyrody
Pierwszy park narodowy powstał w Turcji w 1958 r., a od tamtego czasu ich liczba wzrosła do 21. Nierzadko zakładano je z powodu archeologicznych wykopalisk lub istniejących już ważnych historycznie miejsc. To sprzyjało z kolei rozwojowi fauny i flory. Przykładowo Park Narodowy przy górze Olimp, nieopodal Antalyi, szczyci się bogactwem szaty roślinnej i licznymi gatunkami zwierząt, a został założony z powodu położonych tam antycznych miast Phaselis i Olimpos. Władze Parku Narodowego Koprulu (na zachód od Antalyi) chlubią się cyprysem wiecznozielonym (Cupressus sempervirens). I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, wszak cyprysy takie występują w całej południowej Europie, gdyby nie fakt, że o ile w Europie czy gdzie indziej na świecie są to pojedynczo rosnące sztuki, o tyle w okolicach kanionu Koprulu rośnie tych cyprysów cały las (podobno jedyny na świecie).
Rozkład parków w Turcji przedstawia się następująco: strefa śródziemnomorska – 6, centralna Anatolia – 5, okolice morza Marmara – 3, strefa czarnomorska – 3, wybrzeże Morza Egejskiego – 2. Obszar parków narodowych w Turcji waha się pomiędzy 65 ha (Park Kuscenetti) a 69 tys. ha (Olimpos). Większość z nich zajmuje tereny zalesione, ale niektóre obejmują również bezwodne stepy Anatolii (np. Baskomutan czy Goreme).
Oprócz parków narodowych występują w Turcji strefy specjalnej opieki nad naturą (ok. 20), czyli po prostu strefy ochrony przyrody, skupiające obszary leśne lub np. jezioro z okolicami. Strefy te osiągają wielkość od kilkudziesięciu (86) do kilkunastu tysięcy (17 200) hektarów, a ich ogólny obszar przekracza 50 tys. ha.
Zwykle są one mniejsze od parków narodowych, co pozwala na lepszą ochronę, ponieważ łatwiejsza jest ich kontrola. Ponadto rząd Turcji zadbał ostatnio również nieco konkretniej o świat zwierząt. Wyznaczono ponad 40 niewielkich z reguły stref specjalnej ochrony, gdzie żyją przedstawiciele wyjątkowych gatunków fauny, którym groziło wyginięcie.
Poważnym problemem w Turcji jest natomiast ekologia. Turcy nie wiedzą na ogół. po co zbiera się lub segreguje osobno szkło, plastyk czy metal. Szczególnie zacofana jest w tym względzie prowincja. Na porządku dziennym jest zaśmiecanie okolic wszystkim, co tylko nie nadaje się na opał. W pociągach wyrzuca się plastykowe i szklane butelki bez żenady przez okno, gdzieś w stepach centralnej Anatolii, gdzie najmniejszych szans nie ma, aby ktoś to pozbierał. Co tu mówić o stepach, wystarczy zajrzeć do zakamarków w większym mieście, gdzie upłynnienie odpadów to poważny problem.
Historia śmieci
Problem śmieci w Turcji istnieje od dawien dawna, a w XIX w. była to istna plaga, na co uwagę zwróciło wielu ówczesnych polskich podróżników. Nawet tak uduchowiony człowiek jak Adam Mickiewicz nie omieszkał napisać w jednym z listów do pani Chlustin: Proszę sobie na przykład wyobrazić plac publiczny pokryty warstwą gnoju i pierza, po którym przechadzały się spokojnie kury, indyki i wszelkiego rodzaju zwierzęta w pośród gromad psów odpoczywających… Zresztą raz tylko dzień przemykam się po tych przejściach, pośród kup, szczurów zdechłych, zabitych kotów, pijanych na śmierć Anglików i tragarzy tureckich. Mickiewiczowi zwyczaje tureckie przypominały nieco Polskę: Mówiono mi, że w Smyrnie (dziś Izmir – W. K.) ma być grota Homera, ale jam nie ciekaw tego. Ja się tu przypatrywałem czemu innemu: leżała tam kupa gnoju i śmieciska, wszystkie szczątki razem, gnój, śmiecie, pomyje, kości, potłuczone czerepy, kawał podeszwy starego pantofla, pierza trochę – to mnie się podobało. Długo stałem tam, bo zupełnie tam było, jak przed karczmą w Polsce – opowiadał po powrocie do Stambułu swoim przyjaciołom. Turcy wypracowali naówczas oryginalny sposób uprzątania nieczystości. Pan Ignacy Hołowiński, pisarz religijny i tłumacz Szekspira, późniejszy metropolita mohylewski, pozostawił nam następującą relację na ten temat, pisząc o wielkim problemie bezdomnych psów w Turcji: oczyszczają one miasto, rozumie się nie zamiatając, ale zjadając wszelkie padła i brudy, które tu na ulice rzucają. Psy miałyby to robić w ramach wdzięczności za to, że Turcy wystawiali im miski z wodą i czasami je dokarmiali. W 1854 r. podjęła podróż do Turcji pani Jadwiga z Działyńskich Zamoyska, żona gen. Władysława Zamoyskiego, która również zwróciła uwagę na zagadnienie utylizacji: W Stambule nikt ulic nie zamiatał, z wyjątkiem psów. Na każdej ulicy była kupa śmieci, na którą wszyscy wszystkie śmieci, kuchenne odpadki itd. rzucali, a na tej kupie śmieci zgraja psów, która tej swojej traktierni broniła jak cytadeli. Psy w Stambule żyły, rodziły się i zdychały na ulicach, nikt się o nie troszczył i nikt im nie dokuczał… Ale gdy się pomni, że w Stambule nikt ulic nie zamiata… niemało się oceniało przysługę oddawaną przez psy, które to wszystko uprzątały. Równie smętny obraz przedstawił powieściopisarz i działacz demokratyczny na emigracji Zygmunt Miłkowski, który ok. roku 1850 odwiedził Smyrnę: W metropolii tej handlowej Wschód przedstawia się w całej brudów i smrodów okazałości. Port statkami zapchany dysze wonią zgnilizny, ulice wąskie zapełniają śmiecie z odpadkami rozkładających się ciał organicznych pomieszane. Również w Stambule depce się po „śmieciach i zgniliźnie”.
Jak słusznie zauważył Miłkowski, problem nieuprzątanych śmieci leży w słowie Wschód; można to interpretować jako hamulec mentalny. Tak już jest w większości arabskich, dalekowschodnich krajów (ale również w Europie Wschodniej), że mało kto martwi się tam zagrożeniem środowiska naturalnego, traktowanego z najwyższą obojętnością.